niedziela, 17 lutego 2013

16 lutego - Dzień Wspomożenia

Początek dnia zapowiada się świetnie. Przede mną w najbliższym czasie żadnych progów. Noc w namiocie całkiem udana, rano śniadanie i słodka herbata do termosu.

No to w drogę!

Niestety. Już po kilku kilometrach przewalone drzewo w poprzek rzeki. W gałęziach mnóstwo suchych badyli, trzcin i wszelkich innych odpadów - konieczna przenioska. Nachylenie skarpy jakieś 50-60 stopni, muł i topniejący śnieg. Trudno wyjść na górę. 1,5 godziny windowania czółna na cumach. Wielobloczki z karabinków i mordercze "pompowanie" liną. W końcu sukces.

I nagle pojawiają się dwa pontony, jeszcze jeden, potem kolejne trzy i jeszcze.... widok jak nie z tego czasu i miejsca. Przecież to "ja płynę zimą". Po przywitaniach i paruminutowej rozmowie dowiaduję się wszystkiego. W skrócie nieformalny Klub Pontonowy "Dzika rzeka" urządza koledze urodzinowy spływ z Goczałkowic do Brzeszcz.

Ekipa pomaga mi zwodować się po drugiej stronie zatoru, chwilę płyniemy razem. Sporo informacji czego mam się spodziewać za którym mostem. Wymieniamy się telefonami "jakby co". Pożegnalne pomachanie wiosłem i płynę dalej do przodu.
..
.
Chwila zamyślenia, jakich fajnych ludzi można spotkać, chwila obserwowania łabędzi mijanych po prawej stronie i... zbyt późna reakcja, gałąź tuż nad czółnem ale dokładnie na mojej wysokości... i leże w wodzie. Temperatura około 1 stopnia? Pewnie jakoś tak. Uruchamia się ciąg informacji:
"Paraliżujące zimno. 30 minut na wyjście z wody. Herbata z termosu. Przebranie. Ognisko."
To wszystko trwa ułamki sekund.
Mam grunt pod nogami. I, co dziwne! Woda nie jest aż taak zimna, niesamowite. Dociagam czółno do brzegu. Wylewam wodę. W między czasie dopływa kolektyw Dzikiej Rzeki. Wypływają ciut naprzód, znajdują miejsce na postój i zanim się przebiorę ognisko już płonie, a ja dostaje gorącą herbatę słodką jak lep.
Wspomożenie pierwsze.

Dzika Rzeka płynie dalej, ja zostaję przy ognisku, gdzie suszę rzeczy. Mam dwie godziny do zmroku. Decyduję się na rekonesans po wsi za wałem.
Po niecałej godzinie trafiam do OSP Kaniów. Właśnie ma się rozpocząć uroczyste Walne Zgromadzenie z udziałem władz gminnych oraz przedstawicielami OSP powiatu.
Tłumaczę sytuację.
Pojawia się druh Jarek. Krótka piłka - zdążymy w 1/2 godziny? Jedziemy!
Przywozimy wszystko cieknące do remizy, rozwieszam gdzie się da w tutejszej świetlicy.
"Jak się ogarniesz - zapraszamy do sali, po prawej czeka na Ciebie miejsce"
Jak na Wigilii :)

 Przemówienia, wręczenia, uhonorowania, rodzinna atmosfera. A potem krótkie przyjęcie. Jarek okazuje się być opiekunem młodzieży OSP:

Po dwóch godzinach powoli wszyscy rozchodzą się do domów. Jednak okres Wielkiego Postu. Catering zapewniło Koło Gospodyń w Kaniowie, a burmistrz gminy też z OSP:

Jarek oraz jego rodzice (Mama też w OSP!) zapraszają na nocleg do siebie. Ciepłe łóżko, gorąca herbata z cukrem, rodzinna atmosfera, kolejne kaloryfery zajęte.
Wspomożenie po raz wtóry.
Uratowali dzień! Wieeeelkie dzięki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz